poniedziałek, 8 maja 2017

Epilog


Kto normalny robi baby shower po narodzinach maluszków? No oczywiście my! Wszystko dlatego, że nie było czasu aby przygotować wszystkiego wcześniej, a może po prostu maluchy się pośpieszyły? Spoglądam na Sophie, która jest wielce przejęta i już maszeruje do salonu sprawdzić czy wszystko gotowe. Oczywiście, że nie. W końcu Joshua jak zwykle się spóźnia, a Ivan krąży wokół tortu jak spragniony jastrząb. W końcu jednak nie może się oprzeć i wyciąga spragniony palec w stronę różowego lukru.

- Tato! - uderza go w dłoń Sophie - To dla gości, mówiłam już Ci tyle razy, ale nie chcesz mnie słuchać. - mruknęła pod nosem.
- Ależ oczywiście córeczko, chciałem tylko się upewnić czy ten lukier dobrze przylega do ciasta. - westchnął kręcąc niezadowolony głową.
- Jasne... - wzruszyła ramionami.

Po chwili weszłam do pomieszczenia i zerknęłam do wózka, gdzie spało nasze maleństwo. Jest takie wspaniałe kiedy śpi, co innego kiedy się budzi wtedy to istny z niej szatan, czyli kopia tatusia. Cicho westchnęłam i spojrzałam na Ivana oraz stojącą obok Sophie. Zastanawialiśmy się co zatrzymało Joshuę i Anię.

- Zajmij się Eleni, a ja pójdę zadzwonić do Josha. - westchnęłam - Zaraz pewnie zjawi się tu Marco, Pelin i Mario ze swoją blondyneczką. - wzruszyłam ramionami.
- Dobrze kochanie... - westchnął Ivan i wziął na ręce małą córeczkę - Elenika, moja najsłodsza córeczka na świecie. - zaśmiał się i musnął pulchny policzek maleństwa.
- A ja tato? - pokręciła głową Sophie.
- Ty też jesteś moim aniołkiem skarbie. - zaśmiał się - Tyle że większym. - zachichotał.

Po kilkunastu minutach powróciłam do salonu, nadal nie miałam żadnych wieści od Joshui, przyznam szczerze że nawet się martwiłam, że mogłoby coś mu się stać i Ani, ponieważ raczej nie mieli w zwyczaju spóźniania się. No co prawda oboje nigdy nie byli punktualni, ale żeby już ponad kwadrans? To nie w ich stylu. W międzyczasie dołączył do nas Marco i Mario, oraz Pelin. Ukochana mojego starszego brata niestety nie zaszczyciła nas swoją obecnością, być może ich związek to już przeszłość? Znam dobrze Mario i wiem jak szybko zmienia kobiety, jednym z przykładów może być Anka, ale szybko pocieszyła się moim drugim bratem, czyli Joshim.

- Chciałbym coś wam ogłosić, ale chyba jeszcze nie ma wszystkich, zamierzamy z Pelin się pobrać. - westchnął Marco.
- To świetnie, ale poczekajmy... Josh i Ania się spóźniają... - westchnął Ivan i zerknął na zegarek.
- Jak zwykle. - mruknął Mario i wziął na ręce swoją maleńką chrześnice - Moja mała kruszynka... - zaśmiał się pod nosem.

Po chwili, gdy wyjrzałam za okno i zauważyłam wychodzącego z samochodu Joshuę, był sam, jednak na jego twarzy był wymalowany uśmiech. Jeśli coś nawywijał Ance to nie jest to pora na żarty. Po kilku minutach wszedł do środka i ogłosił nam dość głośno.

- Gdzie są drinki? Urodził mi się syn! - zaśmiał się głośno.



✽✽✽


Hmmm... Nie będę się rozpisywać, a jedynie wam wszystkim jestem winna podziękowania. Także dziękuję za każde wyświetlenie na blogu, a jeszcze bardziej za każdy komentarz, który nawet nie wiecie jak bardzo mnie motywuje. Chciałabym ogłosić, że wkrótce powstanie już mój ostatni blog, na którego już teraz zapraszam. Na tamtym blogu, będę publikować rozdziały co najmniej dwa razy w miesiącu. Wszystko dlatego, że wena już nie ta sama. Chciałabym, abyście wiedzieli że czytam wasze blogi i chociaż nie zawsze udaje mi się pozostawić tam komentarz to chce byście wiedzieli, że czytam. Co ja tu już będę wam nudzić, dziękuję Wam serdecznie i zapraszam wkrótce na kolejnego bloga. Będzie to trochę inny blog niż moje fanfiki, ale myślę że nie gorszy od tych. TO CO PISZE TO KOSZMAR I TAK WIEM.
BUZIAKI! :*

niedziela, 16 kwietnia 2017

Część 24.

Chyba mi się należało, szczególnie że znów wróciłem i zakłóciłem ich spokój. Jej były chłopak wcale się nie zmienił przez ostatnie lata, powiem nawet więcej stał się bardziej okrutny, ale ja ją wyciągnę z tego piekła. Ją i nasze dziecko. Przyłożyłem chusteczkę do krwawiącego nosa i powoli wstałem z pomocą Ivana. Słysząc pytania mojej bliźniaczej siostry i cicho westchnąłem, nie chciałem o tym mówić, jednak wiedziałem, że tego nie uniknę. Spuściłem wzrok i spojrzałem na małą Sophie, maleństwo było lekko przerażone. Delikatnie pogładziłem pulchniutki policzek małej księżniczki, na której twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech. Była tak niewinna jak Ania tamtego dnia, wtedy gdy widziałem tą chwilę, która zmieniła moje życie na zawsze.

- Ten mężczyzna to jej były chłopak, chociaż w sumie sam nie wiem czy były. - westchnąłem spokojnie - Anię poznałem już dawno temu, kochałem ją, ona pewnie mnie też. - oznajmiłem.
- I? -zapytała ciekawa Dominika.
- Kiedy był w więzieniu wdaliśmy się w krótki romans. - spojrzałem na nich - A gdy wrócił, chciałem walczyć, jednak nie udało się. - wyznałem - Tamtego popołudnia spotkaliśmy się na wzgórzu. Było nas wtedy troje, ja, Marek i Adam. - oznajmiłem - Było tam pusto. Chcieliśmy się rozmówić i doszło do bójki. Popchnąłem Marka tak mocno, że spadł w dół. - spuściłem wzrok - Zabiłem go. - wyznałem drżącym głosem - Potem musiałem wybrać, albo wyjadę na zawsze, albo trafię do więzienia za morderstwo. - przymknąłem powieki.
- A potem... Ona znów pojawiła się w Twoim życiu. - dodał Ivan - Chciałeś ją od siebie odsunąć, ale nie potrafiłeś... - poklepał mnie po ramieniu.
- Tyle, że nie potrafię już odpuścić tak jak kiedyś. Teraz znam prawdę. - westchnąłem - To była tylko intryga. Marek żyje, tak jak widać. - oznajmiłem - To był on. - dodałem.
- Jesteś pewien? Minęło pięć lat. - spojrzała na mnie Dominika.
- Pewien. Jestem niewinny. - westchnąłem.
- Wierzę Ci. - odezwał się Ivan - Wyciągniemy ją z tego piekła. - wyznał - Mam już nawet plan... - uśmiechnął się swoim łobuzerskim uśmieszkiem.

✽✽✽


Minęło parę dni, a my postanowiliśmy wprowadzić nasz plan w życie. Mało tego, dołączyli do nas znajomi z Dortmundu, czyli Marco i Pelin. Tego dnia siedziałyśmy w pokoju hotelowym, razem z Pelin przeglądałyśmy katalog z sukniami ślubnymi. Te dla kobiet w ciąży w ogóle do mnie nie przemawiały, ale cóż. Po chwili do pomieszczenia wszedł Ivan.

- No kobietki, czas wprowadzić nasz plan w życie. - oznajmił spokojnie.
- Jasne, ja już jestem gotowa. - uśmiechnęła się szeroko przyjaciółka.
- Ja w sumie też... - wzruszyłam ramionami.
- Jeszcze dzisiaj wrócimy do domu. Dwie godziny do wolności. - westchnął spoglądając na zegarek.
- Oby nie nasze ostanie dwie. - pokręciłam głową i zamknęłam katalog.
- Nie martwcie się. - oznajmił spokojnie - Albo wrócimy razem, albo wcale. - zaśmiał się.
- No więc co mamy robić kochanie? - zapytałam ciekawa.

✽✽✽


Udałam się jak co miesiąc na badanie kontrolne mojej ciąży, oczywiście Marek postanowił mi potowarzyszyć. To było uciążliwe, w głębi duszy go nienawidziłam. Uciekając z Monachium trafiłam prosto w jego łapy. Znów trafiłam do piekła. Czekałam na poczekalni, aż w końcu z gabinetu wyszła ubrana w biały kitel pani doktor, chociaż nie... To była Dominika. Uśmiechnęłam się niepewnie, nie rozumiałam co się dzieje.

- Pani Aniu, zapraszam na badanie. - oznajmiła spokojnie - Jednak nie tutaj, doktor Nowak ma teraz przerwę. Zaprowadzę Panią na piętro wyżej. - uśmiechnęła się.
- Pójdę z wami. - oznajmił Marek stanowczym tonem.
- Nie ma takiej potrzeby. - powiedziała spokojnie - Zaraz po badaniu wrócimy. - dodała.

Mężczyzna tylko pokiwał głową, a ja chwyciłam swoją torbę i ruszyłyśmy razem ku schodom. Uśmiechnęłam się pewniej i spojrzałam na dziewczynę.

- Co się dzieje? - zapytałam z bladym uśmiechem na ustach.
-  Ratujemy Ci życie. - wyznała z szerokim uśmiechem i lekką tajemnicą.

Lekko się zdziwiłam, że idziemy wyżej niż na piętro wyżej. Jednak nie pytałam, a jedynie podążałam za Dominiką i głosem mojego serca i duszy. Wiedziałam, że dzięki nim mogę zyskać szczęście. Po dotarciu na sam dach szpitala, zobaczyłam ich wszystkich razem. Marco, Pelin, Ivana, Sophie, Dominikę i jego. Joshua uśmiechał się do mnie, od razu nie namyślając się długo ruszyłam w jego stronę i mocno przytuliłam.

- Znalazłeś mnie. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Znalazłem już na zawsze i nigdy nie wypuszczę Cię z rąk. - dodał spokojnie - Jeszcze dzisiaj polecimy do miasta aniołów, Los Angeles. - wyznał gładząc mój policzek - Tam nikt nas nie znajdzie. - oznajmił spokojnym tonem.

Zerknęłam na niego pytającym wzrokiem, a następnie chwycił moją dłoń. Po chwili popatrzyliśmy jak na dachu ląduje helikopter, nie ten szpitalny, ale prywatny, a w nim naszych przyjaciół. Oczywiście Ivan za sterami. Posłałam im szeroki uśmiech i po kilku minutach weszliśmy do środka kabiny, po czym odlecieliśmy do Miasta Aniołów. 



Tak mi trochę smutno, bo to już ostatni rozdział :( Ale mam nadzieje, że się wam podobało. Blog? Hmm... Chciałam czegoś nowego, ale czy mi się to udało? Nie wiem sama, same ocenicie. Zapytacie dlaczego tak rzadko wstawiałam rozdziały? Myśle, że dlatego że nie mam weny. W sumie wiem, że każdy blogger tak ma, ale u mnie to już trwa dość długo. Jednak cieszę się, że udało mi się zakończyć tego bloga. Myślę, że napiszę jeszcze jeden, jednak nie mam konkretnego pomysłu. Wiedzcie jednak, że kiedy poproszę znów naszą Badstuberową o szablon na kolejnego bloga to na pewno powstanie. W tej chwili już chcę podziękować jej i Jagódce, bo to one są moimi najwytrwalszymi czytelniczkami! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy! Robię się już stara jak koń, ale jeszcze napiszę z jednego bloga XDD Dziękuję wam i być może wkrótce napiszę epilog tutaj! <3 Epilogi lubię pisać najbardziej.  BUZIAKI PSZCZÓŁKI I MISIE! :*

wtorek, 14 marca 2017

Część 23.

Ten wyjazd był całkowicie nieprzemyślany, ale muszę to zrobić. Muszę odzyskać Anię i nasze maleństwo. Dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej? Nie wiem, nie widziałem początkowo w tym sensu, ale teraz jest inaczej. Zrobię dla niej wszystko co tylko będę mógł. Dam jej szczęście i co najważniejsze bezpieczeństwo. Nie mogę uwierzyć, że będę miał maleństwo. Taką kruszynę jak Sophie, którą teraz trzymam na kolanach. Jest taka słodka gdy śpi. Oby za kilka dni moja ukochana siedziała obok mnie i trzymała moją dłoń. Teraz mogę tylko czekać na moment gdy ją spotkam. Chciałbym chwycić jej dłoń i musnąć jej słodkie usta, ale jeszcze musimy poczekać.



Czy ciężko jest mi ukrywać od ponad miesiąca prawdę? Nie, ale łatwiej będzie gdy to zrobię teraz. Chociaż jest ta obawa, że Ivan nie będzie już chciał mi spojrzeć w oczy. Jednak teraz warto spróbować. Jesteśmy w samolocie, a jedynym miejscem jego ucieczki jest łazienka. Westchnęłam spokojnie i splotłam nasze dłonie. Zerknęłam na śpiącego Joshuę i Sophie, która tuliła się do ukochanego wuja. Posłałam im spokojny uśmiech i spojrzałam w oczy Ivana, który patrzył na mnie dość podejrzliwie. Przysunęłam się do niego bliżej i mocniej ścisnęłam jego ramię. Nie potrafiłam powstrzymać swoich emocji, dlatego po moim policzku spłynęłam drobna łza. Pierwszy raz wystawiam na próbę nasz związek i mam nadzieje, że ostatni. Mam tylko nadzieję, że się nie wścieknie i przyjmie tą wiadomość jak prawdziwy mężczyzna.

- Skarbie? Coś nie tak? - zerknął na mnie niepewnie - Czemu płaczesz? - pogładził mój policzek.
- Muszę Ci o czymś powiedzieć... - zaczęłam niepewnie - Tylko nie bądź na mnie zły... A zresztą jeśli będziesz zły, to zrozumiem. - spuściłam wzrok.
- Powiesz mi w końcu? - zapytał zniecierpliwiony.
- Powiem, ale nie krzycz, bo obudzisz ich! - skarciłam go cichym szeptem.
- Nie będę krzyczeć. - szepnął i pogładził moją dłoń.
- Chciałbyś mieć chłopca, czy dziewczynkę? - posłałam mu niepewne spojrzenie.
- Naprawdę? - uśmiechnął się jak dziecko.
- Tak kochanie... - wyszeptałam i ułożyłam jego dłoń na swoim brzuchu - To końcówka czwartego tygodnia. - dodałam z szerokim uśmiechem.

Widząc szeroki uśmiech ukochanego narzeczonego, uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili lekko się zdziwiłam, kiedy podniósł się z siedzenia i chwycił ze stolika literatkę napełnioną do połowy sokiem pomarańczowym i uniósł ją ku górze. Nie dość, że narobił mi wstydu to jeszcze na cały samolot krzyknął.

-Słuchajcie ludzie! Będę ojcem, a nawet już jestem... - dodał i wypił sok do dna. 
- Ivan! Siadaj! - zarumieniłam się i pociągnęłam go za spodnie, które zsunęły mu się z tyłka.
- Fuck! Dominika co Ty robisz! - skarcił mnie.
- Ups... - wybuchnęłam śmiechem, a on naciągnął spodnie.




Minęło kilka godzin i w końcu dotarliśmy do kraju mlekiem i miodem płynącej, z pięknymi dziewczynami, czyli Polski. Po upokorzeniu jakie doznaliśmy w samolocie Dominice dopisuje bardzo dobry humor, a mi trochę mniej. W końcu nie zawsze ktoś pozbywa mnie godności ściągając mi spodnie. W dodatku ten spłoszony wzrok Josha i zaskoczonej Sophie. Eh... Na co mi przyszło na stare lata. Ale cóż, przyjechaliśmy tu w innym celu niż oglądanie mojego tyłeczka, który jest bardzo seksowny, ale cóż... Po Ankę. 

- Masz ten adres? - zapytałem cicho Joshuę.
- Tak, wychodzi na to, ze to tutaj. - westchnął wyjmując kartkę.
- Możliwe... - westchnęła Dominika trzymając Sophie na rękach - Jeśli nie zapukamy, to nigdy się nie dowiemy. - dodała wchodząc do budynku.
- Dominika! - pobiegliśmy za nią.
- Który to numer mieszkania? - zapytała - Jesteśmy z Sophie już zmęczone, chcemy klepnąć na wygodnej kanapie. - wzruszyła ramionami.
- 18. - westchnął Joshua.
- Daj mi Sophie, Ty nie możesz dźwigać. - zaoferowałem i wziąłem dziewczynkę na ręce.

Mijaliśmy kolejne piętra i następne, numer 16, 17... Jest 18! W końcu... Josh chyba jest na tyle zdenerwowany, że kolana trzęsły mu się jak nigdy dotąd. Westchnąłem i sam zapukałem do środka. Czekaliśmy na tę chwilę na tyle długo, by otworzył nam jakiś nieznajomy facet. Nowy chłopak Anki? Nie sądzę, by to było w jej stylu spotykać się z takim "mięśniakiem". Jednak jak to ja, kulturalny chłopiec z chorwackim akcentem zapytałem moim łamanym polskim.

- Czy mieszka tutaj Anna Szugarska? - zapytałem spokojnie.

Mężczyzna jakby zmieszany zerknął na mnie i Dominikę, która stała obok, oraz Sophie która nic nie rozumiała. Obcy pokręcił tylko przecząco głową i chciał zamknąć nam drzwi przed nosem. Po chwili jednak za nami rozbrzmiał głos Joshui.

- Myślałem, że umarłeś. - westchnął Josh.
- Jak to mówią... Złego diabli nie biorą Kimmich. - wyznał grubiańskim głosem.
- Wiem, że ona tam jest... - zaczął - Muszę ją zobaczyć. - stanął przed mężczyzną.
- Zapomnij o jej istnieniu tak jak kilka lat wstecz. - odparł.
- Nie popełnię tego błędu, a teraz mnie wpuść. - oznajmił stanowczo.

Razem z Dominiką i małą odsunęliśmy się od nich i patrzyliśmy na scenę z lekkim dystansem. W końcu chyba Josh zrobił się zbyt nerwowy i dostał z pięści w twarz, a drzwi się przed nami zamknęły. Czy na zawsze? Co to za tajemnice? 

- Joshua! - krzyknąłem i pomogłem mu się podnieść z podłogi.
- Nic mi nie jest... - syknął chwytając się za krwawiący nos.
- Dowiemy się w końcu w co nas wplątałeś Josh?! - zapytała zdenerwowana Dominika wyjmując chusteczkę.


Chyba napiszę jeszcze z jeden rozdział z tripu do Polszy, bo mam wenę XDD Nie obrazicie się, nie? :D

niedziela, 26 lutego 2017

Część 22.

Początek października 2016r.


Ostatnio Joshua zrobił się jakiś dziwny, cóż można począć? Spodziewa się, że zostanie tatusiem. Też byłbym szczęśliwy gdyby Dominika obdarzyłaby mnie maleństwem. Zerknąłem niepewnie na Joshuę, który siedział z markotną miną i spoglądał w kierunku bawiącej się Sophie. Usiadłem obok niego i uśmiechnąłem się blado.

- Sophie... Biegnij do mamy Dominiki... - uśmiechnąłem się promiennie - Pomożesz jej wybrać sukieneczkę na ślub. - wspomniałem rozbawiony.
- Dobrze tato... - wspomniała pośpiesznie udając się do pokoju obok.
- Nigdy Cię nie lubiłem... - zacząłem spokojnie - Ale jeśli chcesz... Pojedziemy razem do tej Polski ściągnąć ją chociażby po to, by była na ślubie moim i Dominiki. - oznajmiłem stanowczo.
- Daj spokój... - mruknął niezadowolony - Nawet nie wiem gdzie jej szukać. - westchnął spuszczając wzrok.
- Znajdziemy ją. - oznajmiłem stanowczo i poklepałem go po plecach - W końcu od tego są przyjaciele. - zaśmiałem się pod nosem.
- Przed chwilą mówiłeś, że mnie nigdy nie lubiłeś... - zerknął na mnie zdziwiony.
- Bo tak jest. - wzruszyłem ramionami - I będzie. - dodałem oschle.

Poklepałem go jeszcze po ramieniu i poszedłem do pokoju, gdzie znajdowała się Dominika i nasza Sophie. Musnąłem czubek głowy maleństwa i podszedłem do ukochanej, która przeglądała katalogi pełne białych sukien. Uśmiechnąłem się i usiadłem obok niej na kanapie, po czym objąłem ją ramieniem.

- Kochanie... - szepnąłem jej na ucho - Mam dla Ciebie niespodziankę przedślubną. - zaśmiałem się pod nosem. 
- Niespodziankę? - zaśmiała się - Jaką? - zapytała ciekawa.
- Jutro jedziemy do Polski. - zachichotałem i musnąłem jej skroń.
- Jutro?! - spojrzała na mnie zdziwiona - Skąd weźmiesz bilety na samolot? Nawet się nie spakowałam! - oznajmiła stanowczo - Nigdzie nie jadę! 
- Kochanie... - mruknąłem muskając jej szyję - Chyba chcesz by Twój ukochany brat bliźniak odnalazł w końcu szczęście przy jasnowłosej niewieście, która pocznie jego potomka. - zasugerowałem poetycko.
- No chyba, że dla Josha... - spuściła wzrok - Ale skąd weźmiemy bilety? - zapytała zaciekawiona.
- Joshua stawia nam bilety, a ja w zamian mam znaleźć jej adres. - wspomniałem rozbawiony.
- Mój cwany demon! - zachichotała wieszając swoje ręce na moją szyję. 
- Masz ten adres, prawda? - zaśmiałem się muskając jej szyję.
- Mam. - powiedziała rozbawiona.


✽✽✽


 Rano obudziły mnie przerażające promienie słoneczne, ruszyłem od razu pod prysznic. Kiedy się dokładnie przebudziłem pod prysznicem, zdałem sobie sprawę, że to już dzisiaj ją spotkam. Dzisiaj zobaczę moją kruszynkę, która będzie matką mojego dziecka. Gdy się już ubrałem, wziąłem pod rękę torbę z najpotrzebniejszymi ubraniami i ruszyłem do mieszkania Ivana i Dominiki. Zadzwoniłem do mieszkania, a tam totalny chaos! Ubrania pałętały się pod nogami, a moja niewydarzona siostra nosiła na rękach Sophie, po czym mi ją podała.

- Wy jeszcze nie gotowi?! Za godzinę jest samolot! - pośpieszałem ich.
- Zaspaliśmy... - powiedział Ivan zakładając koszulę.
- Nie patrz mała, bo zeza dostaniesz... - zaśmiałem się zakrywając oczy małej Sophie.
- Spakuj Sophie Josh... - oznajmiła Dominika z drugiego pokoju.
- To ją też zabieramy? - zdziwiłem się lekko.
- Nie zostawię jej tu przecież samej! - mruknęła pod nosem.
- No okay... - przewróciłem oczyma - Ale ruszajcie się! - klasnąłem w ręce i poszedłem pakować małą.

Witam, to już przedostatni rozdział na tym blogu. Czuje, że się wypaliłam i już nie piszę tak jak kiedyś... Wydaje mi się, że ten blog zapowiadał się ciekawie, a wyszło mdło.. Mam nadzieję, że wkrótce napiszę coś lepszego, tylko że o odrobinę innej tematyce niż te fanfiki. Jednak dalej będą z piłkarzami w roli głównej, ale żeby się nie czepiać tylko Ivana to postanowiłam że w kolejnym blogu nie wspomnę nawet o jego istnieniu (nie obiecuje!) Pozostało mi was zaprosić do lektury i do ostatniego! <3
 



niedziela, 5 lutego 2017

Część 21.

Kilka dni później...



Dlaczego Ania wyjechała? Dlaczego mnie zostawiła tutaj w Monachium? Nie wiem. Z dnia na dzień coraz bardziej tęskniłem za nią, martwiłem się o nią w każdej minucie swojego życia. To miłość czy obsesja? Minął tylko jeden dzień, a ja chodziłem jak cień samego siebie. Dla zerwałem z Liną, nie mogłem na nią patrzeć kiedy kochałem inną. Miłość niepielęgno­wana z cza­sem umiera… Mo­ja miłość, choć nieod­wza­jem­niona, jest pielęgno­wana prze­ze mnie w wyob­raźni, sa­mowol­nie… Ona nigdy nie zginie.

- Co z Tobą Joshua? - westchnęła siostra.
- Nic... - mruknąłem cicho pod nosem - Tęsknię za nią.. - wyszeptałem cicho.
- Za Anką? To czemu nie pojedziesz za nią do Polski? - zapytała zdziwiona.
- Do Polski? Sam? Zwariowałaś!? - oburzyłem się.

Westchnąłem cicho i podszedłem do jednej z kuchennych szafek, w której trzymałem wafle ryżowe. Ująłem jeden i zacząłem go jeść. Zastanawiałem się nad tym czemu Ania wyjechała, bez niej traciłem swój sens życia. Do kuchni wszedł też Ivan, uśmiechnąłem się szerzej do Dominiki i Ivana, którzy chyba specjalnie na moich oczach się całowali. Prychnąłem pod nosem i opuściłem pomieszczenie, od razu podbiegła do mnie mała Sophie. Wziąłem ją na ręce i musnąłem jej czoło.

- Gdzie to tak nosi małą gwiazdkę? - zaśmiałem się cicho.
- Stęskniłam się za Tobą wujku. - przytuliła się do mnie.
- Oh... - westchnąłem rozbawiony - To co? Pobawimy się w coś? - zaproponowałem patrząc w jej lśniące oczka.
- Tak! - pisnęła - Ale mama Dominika kazała mi odnaleźć termometr. - wyznała zmieszana.
- Termometr? - zdziwiłem się lekko.
- Tak. Wczoraj miałam gorączkę i zgubiłam go, teraz mama jest zła. - spuściła wzrok.
- Nie martw się, pomogę Ci go odnaleźć moja chora księżniczko. - wspomniałem rozbawiony.

Po kilku minutach zaczęliśmy szukać owego termometru, postanowiliśmy że kto pierwszy znajdzie, ten dostanie kawałek ciasta z jagodami od Dominiki. Postanowiłem jednak dać fory małej dziewczynce i tylko udawałem że szukam. Widząc owy termometr leżący pod poduszką dziewczynki udawałem że go nie zauważam. Usiadłem na łóżku "niby poddając się" i westchnąłem cicho. Nagle do pokoju weszła dziewczynka i podała mi TEST CIĄŻOWY.

- Zobacz wujku! Zepsułam, mama nigdy mi tego nie wybaczy. - westchnęła ze szklanymi oczkami.
- Nie martw się aniołku. - pogładziłem jej główkę - Zobacz... Daj jej ten, a ja tego schowam. - westchnąłem i podałem jej ten który leżał pod poduszką.
- Na pewno wujku? - spojrzała na mnie - Należy Ci się ciasto, a nie mi. - westchnęła cicho.
- Nie mów tak słoneczko. - pogładziłem jej pulchny policzek - No już... Biegnij. - musnąłem jej czółko.

Kiedy Sophie opuściła pokoik, zerknąłem na test i zauważyłem dwie kreski. Teraz dopiero do mojego mózgu dotarła myśl, dlaczego ona wróciła do Polski. Jest w ciąży. Schowałem owy test do kieszeni spodni i wygładziłem swoją koszulę. Wszedłem do salonu, gdzie Sophie już zajadała się ciastem jagodowym, a zakochana para stała obok siebie.

- Jadę do Polski. Po Ankę. - oznajmiłem stanowczo.


Zgól ten koper synu. -.- Przepraszam że tak krótko i nie tydzień temu, ale wena odeszła ;_; Jutro odwiedzę wasze blogi i nadrobię zaległości <3 Buziaki! :*


sobota, 21 stycznia 2017

Część 20.

W tym samym czasie...



Mój mózg oszalał, zresztą jego też. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Ivan jest taki uroczy, dzięki niemu w końcu naprawdę poczułam czym jest miłość. Pokazał mi, że naprawdę mnie kocha i chce spędzić ze mną resztę swojego życia. Zapomniałam te kobiety, które niegdyś przyprowadzał w każdą sobotę, a ja spałam razem z Sophie. Dziś jest inaczej i mam nadzieję, że będzie już tak zawsze. W głowię jednak gdzieś chodzi mi Sophie, czy na pewno Ania i Joshua sobie poradzili. Mam nadzieję, że już śpi, a oni się nie kłócą. Ile ja bym dała, żeby przestali sobie dokuczać.

- O czym myślisz? - zapytał muskając moją szyję.
- O małej... - wyszeptałam cicho.
- Nie martw się, ufam im... - przewrócił teatralnie oczyma.
- Na pewno? Może zadzwonię? - zapytałam lekko zaniepokojona.
- Po co? - zdziwił się - Pewnie już śpią. - machnął dłonią.

Postanowiłam zaufać mojemu narzeczonemu i oddałam się w wir namiętnych pocałunków, które przypieczętowaliśmy tej namiętnej nocy.


✽✽✽

Ivan nigdy się nie domyśli. Razem z Anką postanowiliśmy zrobić ciasto z amfetaminą. Była to decyzja pod wpływem chwili. Już chciałbym zobaczyć minę Ivana! Jak ja go nie lubię, zresztą wiem że on również mnie nie darzy ogromnym uczuciem. Czasem zastanawiam się co te wszystkie dziewczyny w nim widzą, a tym bardziej moja siostra bliźniaczka, która została jego narzeczoną.


- Co jest takiego w Ivanie? - zapytałem cicho - Dlaczego go tak lubisz? - zapytałem Anię.
- Dlaczego? - westchnęła - Jest moim przyjacielem. - oznajmiła spokojnie - Wspiera mnie od kiedy obudziłam się ze śpiączki. - dodała - To wspaniały człowiek, cieszę się że Dominika i on są razem.
- Naprawdę? - wyjąłem ciasto z piekarnika.
- Tak. - uśmiechnęła się blado.
- Eh... - westchnąłem - To jak? Jemy? - zachichotałem i zatarłem ręce.


Oboje zerknęliśmy na ametaminowego murzynka i zachichotaliśmy cicho. Grunt żeby do jutra go zjeść. Wręczyłem dziewczynie nóż do krojenia ciasta. Ona pokroiła, a ja zacząłem jeść. Było przepyszne, chyba razem stworzyliśmy cud czekoladowy. Po zjedzeniu kilku kawałków jednak w mojej głowie zaczęły dziać się różne rzeczy. Nie wiem czym się kierowałem tej nocy całując ją i prowadząc do łóżka Ivana i Dominiki.
(...) Rano obudziłem się sam. Rozejrzałem się wokół, promienie słoneczne wpadały do pokoju i odpijały się na moich sennych powiekach. Cicho ziewnąłem i przetarłem oczy. Kiedy je ponownie otworzyłem zobaczyłem stojącego przed łóżkiem Ivana i patrzącego na mnie swoimi wrednymi oczyskami.


- Co robisz w naszej sypialni? - zapytał spokojnie


Lekko się zmieszałem i zaraz zobaczyłem jak do sypialni wchodzi Dominika, a za nią Ania. Widząc jej wymowny wzrok, westchnąłem cicho, już chciałem się tłumaczyć, jednak ta wtrąciła mi się w słowo.


- Spałam w jego pokoju, ponieważ Sophie nie chciała spać, a on... - zamyśliła się na chwilę - Postanowił spać tutaj. - westchnęła - Dobrze wiecie jak się nie lubimy... Nie wytrzymałabym z nim jednej nocy w tym samym pokoju. - uśmiechnęła się w stronę Ivana.
- To prawda? - zapytał spokojnie
- Tak. - potwierdziłem - Chciałem spać na kanapie w salonie, ale mnie namówiła. - dodałem.
- Ivan nie drąż już tego tematu. - powiedziała znudzona Dominika - Chodź, Sophie pewnie się już obudziła.


Oboje wyszli z pokoju, a ja zostałem z moją wybawicielką. Kiedy i ta chciała opuścić sypialnie chwyciłem jej dłoń.


- Dziękuję. - wydukałem.
- Nic już nie mów. - westchnęła - Mam już Ciebie dość Josh. - wyznała obojętnie - Jutro wyjeżdżam do Polski. Na zawsze. - podkreśliła i wyszła.


Mina Ivana mówi wszystko. XD To widzimy się za tydzień! :*

niedziela, 15 stycznia 2017

Część 19.

Wrzesień, 2016r.


Od kilkunastu tygodni jestem szczęśliwym narzeczonym mojej ukochanej Dominiki. Wkrótce Knezević. Codziennie spoglądając na jej promienny uśmiech, uświadamiam sobie jak mocno ją kocham i doceniam to każdego dnia. Dzisiejszego wieczoru postanowiłem zabrać ją na romantyczną kolację we dwoje. Wspólnie zdecydowaliśmy, by małą Sophie zajęła się Ania i Joshua. Nie miałem pojęcia jak sobie poradzą, wiem że za sobą nie przepadają. Można byłoby powiedzieć, że się nienawidzą.
Westchnąłem cicho stojąc na korytarzu i czekając na Dominikę. Pół godziny temu mówiła, że jeszcze pięć minut. Po chwili przybiegła do mnie Sophie i wyciągnęła rączki w moją stronę.


- Tato! - upomniała się.
- Już Sophie, już... - zaśmiałem się biorąc dziewczynkę na ręce.
- Ale tatusiu... - zawierciła się w moich ramionach - Masz krzywo muszkę... Poprawię. - zaoferowała.
- Dobrze skarbeńku. - uśmiechnąłem się promiennie i poczułem dotyk dziewczynki na swojej szyi.


Kiedy maleństwo siedziało mi na rękach i poprawiało moją muszkę, Dominika w końcu zeszła po schodach. Była ubrana w elegancką ciemną sukienkę, a na jej zgrabnych nogach miała czerwone, wysokie szpilki. Wyglądała naprawdę ponętnie. Postawiłem Sophie na podłodze i spojrzałem z szerokim uśmiechem na swoją narzeczoną. Podszedłem i ucałowałem wierzch jej dłoni. Wiedziałam, że to lubi. Uwielbiała takich dżentelmenów, a ja chciałem chociaż w małym stopniu go przypominać. Pożegnaliśmy się z małą i opuściliśmy mieszkanie. Wsiedliśmy do mojego czarnego Audi i ruszyliśmy we dwoje na podbój Monachium. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do przygotowanego dla nas hotelu, gdzie mogliśmy spędzić trochę czasu we dwójkę. Cieszyłem się, że mogłem dać jej chociaż moment wytchnienia od naszej chrześnicy. Ja również mogłem wypocząć tej nocy. Chociaż kto wie, czy będziemy wypoczywać?
Zjedliśmy kolacje w restauracji hotelowej na tarasie. Była wspaniała noc, gwiazdy połyskiwały na niebie. Chwilę później stanęliśmy we dwoje i podziwialiśmy błysk na niebie w postaci różnokolorowych fajerwerków.


- Dziękuję, zapamiętam tę noc na zawsze Ivan. - uśmiechnęła się szeroko i położyła głowę na moim ramieniu.
- Ja również Dominiko... - zaśmiałem się spoglądając w górę.


✽✽✽

Zostaliśmy razem, by pilnować tego małego potworka jakim jest Sophie. Jest uroczym dzieckiem, jednak bardzo gadatliwym. Wiele razy mnie już przegadała, chociaż wiem że dość łatwo mnie przegadać. Należę do jak wspomina Thomas Muller "istnych aniołków Monachium". Ania - od kiedy się spotkaliśmy poraz pierwszy po tylu latach w szpitalu w Monachium... Hmm... Stała się moim problemem? Nie wiem. Można by powiedzieć, że moje uczucie do niej odżyło. Dlatego, wiedząc że przyjdzie owego dnia, ja zmykam z samego rana na trening. Może jestem tchórzem, ale nie potrafię jej spojrzeć w oczy, chociaż wiem że nie mam czego. To Mario powinien się wstydzić. Kiedy dziewczyna przez ponad rok była w śpiączce, zamiast przy niej być, on wybrał inną. Moja przeszłość i Anki jest inna, jednak wolę nie odkrywać kart. Jeszcze nie teraz. Wolę nawet nie wspominać, jak musiałem te cztery lata wstecz dałem jej i sobie cierpieć. Mam wobec niej dług, którego nigdy nie spłacę. Mimo, że wiem że straciła pamięć i wielu rzeczy nie pamięta to ja, wszystko pamiętam jakby to było wczoraj.


- Wujku Joshi! - pociągnęła mnie za nogawkę - Przeczytasz mi z ciocią Anią bajeczkę? - zapytała cicho.
- Bajeczkę.. - kucnąłem obok dziewczynki - A jaką? - zaśmiałem się pod nosem.
- Sama przeczytam jej bajkę. - powiedziała wchodząc do pokoju.
- Poprosiła mnie... - syknąłem cicho podchodząc do niej.
- Wujku! Ciociu! - pisnęła dziewczynka - Nie kłóćcie się... - zażądała.


Sophie stanęła po środku i chwyciła nas za dłonie, prowadząc do swojego pokoju. Rozejrzałem się wokół. Pokoik był pełen różu, piórek i motylków. Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem na dziewczynkę, usiadłem na brzegu jej łóżka, obok Ani, która delikatnie ją okryła i zaczęła czytać "Czerwonego Kapturka". Spoglądałem czasem na nią, a czasem na zasypiające dziecko, które w środku bajki usnęło. Oboje musnęliśmy czoło małej dziewczynki, okryliśmy ją kocem. Opuściliśmy pokoik dziewczynki i spojrzeliśmy na siebie.


- To ja chyba już pójdę... - wspomniała spuszczając wzrok.
- Zostań! - powiedziałem stanowczo i spojrzałem jej w oczy.
- Zostać? Po co? - zapytała zakładając na ramiona swój szary płaszcz - Podaj mi sensowny powód.
- Chciałbym... - zamyśliłem się na chwilę - Zrobić ciasto. - wypaliłem.
- Ciasto?! - spojrzała na mnie zdziwiona - Jest 22:21! - spojrzała na zegarek.
- Zrobimy niespodziankę dla Ivana i Dominiki... - zaproponowałem - Pomóż mi... Proszę.. - chwyciłem jej dłoń.


Ta tylko kiwnęła głową i pomogłem zdjąć jej płaszcz. Po chwili weszliśmy do kuchni, gdzie zaczęliśmy szukać przeróżnych składników. W pewnej chwili wyciągnąłem z szafki pod zlewem foliowy woreczek z kilkoma gramami amfetaminy. Pomachałem Ani torebeczką przed nosem i cicho zachichotaliśmy. Ivan i Dominisia potrafili naprawdę nieźle się zabawić.


- Odłóż to Joshua... - powiedziała rozbawiona.
- Dlaczego? - zachichotałem.
- To nie nasze... - próbowała mi odebrać torebeczkę.
- Ivan załatwi im takie tony... - zaśmiałem się rozbawiony - A my... Możemy spróbować.. - uśmiechnąłem się łobuzersko.
- No okej... Ale nie za dużo.. - przewróciła oczyma.



Uwielbiam tę fotę *o* Zapraszam do lektury! <3 Zbliżamy się wielkimi krokami do końca xd