Piątek, 10 kwietnia 2015r. Dortmund.
Wybiła siedemnasta, tak bardzo się denerwuję. Chyba ostatni raz na maturze, ale to było dobre parę lat temu. Pamiętam gdy siedziałem przed salą egzaminacyjną, zjadłem trzy banany, które popiłem soczkiem marchewkowym. Kiedy losowałem numerek stolika jaki wybiorę zwymiotowałem na egzaminatorkę. Na szczęście potem zasiadłem z powrotem na miejsce, tyle że nauczyciele i egzaminatorzy obchodzili mnie szerokim łukiem. Co było kolejnego dnia na egzaminie z matematyki? Napiłem się tak dużo wody, że potem nauczyciel wyprowadzał mnie pod rękę prosto do łazienki. Niezły ubaw? Nie. Po prostu każdy inaczej reaguje na stres, a ja w tej sprawie chyba jestem mistrzem. Mam nadzieje, że dzisiaj opanuje emocje i nie zwymiotuję, ani nie posikam się przy Pelin.
Spoglądam niespokojnie na zegarek, spóźnia się dwie minuty, albo mój zegarek się śpieszy. Sam już nie wiem, chyba oszaleję z tego stresu. Kto by pomyślał, że Marco Reus będzie stał wystraszony przed Signal Iduna Park i modlił się o to, by nie wyjść na totalnego idiotę? Tak teraz się dzieje. Właśnie dziś 10 kwietnia.
Rozglądam się i zauważam jak podjeżdża do mnie. Wsiadamy razem i jedziemy do kina. Oczywiście milczę jak ten ostatni dureń, bo nie potrafię wydusić z siebie słowa. Ah! Jest naprawdę piękna i tej kwiecistej sukience do kolan i w kręconych włosach. Myślę, że jest świetną kandydatką na moją dziewczynę, a może wkrótce i żonę? Po kilkunastu minutach jesteśmy w dużym centrum handlowym. Musimy dostać się, aż na górę, ponieważ tam znajduje się kino. Kiedy idziemy obok siebie czuję potrzebę chwytania jej za dłoń. Nie pytam tylko robię ten gest nie czekając na specjalne zaproszenie. Ma taką ciepłą i delikatną dłoń. Czuję się potrzebny i szczęśliwy, ponieważ zauważam na jej twarzy delikatny uśmiech, który podkreśla czerwona jak róża szminka. Z wielką chęcią złączyłbym nasze usta, ale nie wypada jeszcze teraz. Dopiero jedziemy po ruchomych schodach do kina.
W kinie wybieramy jakąś nową komedię romantyczną, zauważam, że Pelin jest bardzo podobna do tej amerykańskiej aktorki, która zagra w nim główną rolę. Ja chyba nie jestem podobny do nikogo, a tym bardziej do tego bohatera, który zagra przy jej boku. W kinie? Śmiejemy się, pijemy razem colę i zajadamy się popcornem. Objąłem ją gdy wzruszyła się na jednej ze scen. Ależ ja jestem odważny! Śmieję się sam do siebie, a gdy kończy się seans udajemy się razem do pizzerii.
- Z wielką chęcią zjadłbym sobie tą z szynką i podwójnym serem. - mówię z delikatnym uśmiechem przyglądając się menu.
- Z szynką? - krzywi się - Dziś jest piątek, nie jem mięsa. - dodaje cicho.
- No dobrze, wybierz sama. - wzruszam ramionami jak ten przegrany.
- Nie wiem... - mówi niezdecydowana - Co powiesz tą z rozmarynem i oliwkami? - proponuje z delikatnym uśmiechem.
- Nie lubię oliwek... - oznajmiam cicho i patrzę na nią.
- Eh... - widzę jak przewraca teatralnie oczyma i spogląda na mnie kątem oka - To może ta z pieczarkami i parmezanem...? - pyta uwodzicielsko mruga powiekami.
- Niech będzie. - macham już obojętnie dłonią ze śmiechem.
Po kilkunastu minutach w ekspresowym tempie dostajemy naszą pizzę. Jemy i chichoczemy we dwoje. Kiedy już jesteśmy najedzeni, patrzymy na siebie i śmiejemy się jeszcze głośniej, ponieważ wiemy jak bardzo jesteśmy najedzeni. Kiedy już się zbieramy do wyjścia zauważam jak Pelin do kogoś macha. Nieznajoma dziewczyna o blond włosach podchodzi do nas i wita się z moją "przyszłą". Śmieją się we dwie i potem spoglądają na mnie. Marco Reusa, który stoi i patrzy na te dwie niewiasty jak cielę na malowane wrota.
- Zapomniałabym... - przewraca oczyma - To jest Marco. Marco... Poznaj moją przyjaciółkę z Polski Anię. - mówi z delikatnym uśmiechem.
- Witaj Aniu. - podaję dłoń dziewczynie - Długo mieszkasz w Niemczech? - pytam, by nie wyjść na gbura.
- Od jakiegoś tygodnia, no może dwa. - wspomina z delikatnym uśmiechem blondynka.
- Ania mieszka w tej samej dzielnicy co Ivan i Dominika. - dodała z szerokim uśmiechem moja luba.
- Naprawdę? - udaję zainteresowanego, bo i tak wiem, że z pocałunku nici.
- Tak. Mają wspaniałą córeczkę Sophie. - uśmiechnęła się szeroko.
- Tak... Wspaniałą... - Pelin powtarza nieco spokojniej i z mniejszym entuzjazmem.
Jakoś mi słabo wychodzą te rozdziały, ale starałam się dzisiaj dodać wam coś ciekawszego, mam nadzieje, że was nie zawiodłam! To do soboty! :* |