niedziela, 26 lutego 2017

Część 22.

Początek października 2016r.


Ostatnio Joshua zrobił się jakiś dziwny, cóż można począć? Spodziewa się, że zostanie tatusiem. Też byłbym szczęśliwy gdyby Dominika obdarzyłaby mnie maleństwem. Zerknąłem niepewnie na Joshuę, który siedział z markotną miną i spoglądał w kierunku bawiącej się Sophie. Usiadłem obok niego i uśmiechnąłem się blado.

- Sophie... Biegnij do mamy Dominiki... - uśmiechnąłem się promiennie - Pomożesz jej wybrać sukieneczkę na ślub. - wspomniałem rozbawiony.
- Dobrze tato... - wspomniała pośpiesznie udając się do pokoju obok.
- Nigdy Cię nie lubiłem... - zacząłem spokojnie - Ale jeśli chcesz... Pojedziemy razem do tej Polski ściągnąć ją chociażby po to, by była na ślubie moim i Dominiki. - oznajmiłem stanowczo.
- Daj spokój... - mruknął niezadowolony - Nawet nie wiem gdzie jej szukać. - westchnął spuszczając wzrok.
- Znajdziemy ją. - oznajmiłem stanowczo i poklepałem go po plecach - W końcu od tego są przyjaciele. - zaśmiałem się pod nosem.
- Przed chwilą mówiłeś, że mnie nigdy nie lubiłeś... - zerknął na mnie zdziwiony.
- Bo tak jest. - wzruszyłem ramionami - I będzie. - dodałem oschle.

Poklepałem go jeszcze po ramieniu i poszedłem do pokoju, gdzie znajdowała się Dominika i nasza Sophie. Musnąłem czubek głowy maleństwa i podszedłem do ukochanej, która przeglądała katalogi pełne białych sukien. Uśmiechnąłem się i usiadłem obok niej na kanapie, po czym objąłem ją ramieniem.

- Kochanie... - szepnąłem jej na ucho - Mam dla Ciebie niespodziankę przedślubną. - zaśmiałem się pod nosem. 
- Niespodziankę? - zaśmiała się - Jaką? - zapytała ciekawa.
- Jutro jedziemy do Polski. - zachichotałem i musnąłem jej skroń.
- Jutro?! - spojrzała na mnie zdziwiona - Skąd weźmiesz bilety na samolot? Nawet się nie spakowałam! - oznajmiła stanowczo - Nigdzie nie jadę! 
- Kochanie... - mruknąłem muskając jej szyję - Chyba chcesz by Twój ukochany brat bliźniak odnalazł w końcu szczęście przy jasnowłosej niewieście, która pocznie jego potomka. - zasugerowałem poetycko.
- No chyba, że dla Josha... - spuściła wzrok - Ale skąd weźmiemy bilety? - zapytała zaciekawiona.
- Joshua stawia nam bilety, a ja w zamian mam znaleźć jej adres. - wspomniałem rozbawiony.
- Mój cwany demon! - zachichotała wieszając swoje ręce na moją szyję. 
- Masz ten adres, prawda? - zaśmiałem się muskając jej szyję.
- Mam. - powiedziała rozbawiona.


✽✽✽


 Rano obudziły mnie przerażające promienie słoneczne, ruszyłem od razu pod prysznic. Kiedy się dokładnie przebudziłem pod prysznicem, zdałem sobie sprawę, że to już dzisiaj ją spotkam. Dzisiaj zobaczę moją kruszynkę, która będzie matką mojego dziecka. Gdy się już ubrałem, wziąłem pod rękę torbę z najpotrzebniejszymi ubraniami i ruszyłem do mieszkania Ivana i Dominiki. Zadzwoniłem do mieszkania, a tam totalny chaos! Ubrania pałętały się pod nogami, a moja niewydarzona siostra nosiła na rękach Sophie, po czym mi ją podała.

- Wy jeszcze nie gotowi?! Za godzinę jest samolot! - pośpieszałem ich.
- Zaspaliśmy... - powiedział Ivan zakładając koszulę.
- Nie patrz mała, bo zeza dostaniesz... - zaśmiałem się zakrywając oczy małej Sophie.
- Spakuj Sophie Josh... - oznajmiła Dominika z drugiego pokoju.
- To ją też zabieramy? - zdziwiłem się lekko.
- Nie zostawię jej tu przecież samej! - mruknęła pod nosem.
- No okay... - przewróciłem oczyma - Ale ruszajcie się! - klasnąłem w ręce i poszedłem pakować małą.

Witam, to już przedostatni rozdział na tym blogu. Czuje, że się wypaliłam i już nie piszę tak jak kiedyś... Wydaje mi się, że ten blog zapowiadał się ciekawie, a wyszło mdło.. Mam nadzieję, że wkrótce napiszę coś lepszego, tylko że o odrobinę innej tematyce niż te fanfiki. Jednak dalej będą z piłkarzami w roli głównej, ale żeby się nie czepiać tylko Ivana to postanowiłam że w kolejnym blogu nie wspomnę nawet o jego istnieniu (nie obiecuje!) Pozostało mi was zaprosić do lektury i do ostatniego! <3
 



niedziela, 5 lutego 2017

Część 21.

Kilka dni później...



Dlaczego Ania wyjechała? Dlaczego mnie zostawiła tutaj w Monachium? Nie wiem. Z dnia na dzień coraz bardziej tęskniłem za nią, martwiłem się o nią w każdej minucie swojego życia. To miłość czy obsesja? Minął tylko jeden dzień, a ja chodziłem jak cień samego siebie. Dla zerwałem z Liną, nie mogłem na nią patrzeć kiedy kochałem inną. Miłość niepielęgno­wana z cza­sem umiera… Mo­ja miłość, choć nieod­wza­jem­niona, jest pielęgno­wana prze­ze mnie w wyob­raźni, sa­mowol­nie… Ona nigdy nie zginie.

- Co z Tobą Joshua? - westchnęła siostra.
- Nic... - mruknąłem cicho pod nosem - Tęsknię za nią.. - wyszeptałem cicho.
- Za Anką? To czemu nie pojedziesz za nią do Polski? - zapytała zdziwiona.
- Do Polski? Sam? Zwariowałaś!? - oburzyłem się.

Westchnąłem cicho i podszedłem do jednej z kuchennych szafek, w której trzymałem wafle ryżowe. Ująłem jeden i zacząłem go jeść. Zastanawiałem się nad tym czemu Ania wyjechała, bez niej traciłem swój sens życia. Do kuchni wszedł też Ivan, uśmiechnąłem się szerzej do Dominiki i Ivana, którzy chyba specjalnie na moich oczach się całowali. Prychnąłem pod nosem i opuściłem pomieszczenie, od razu podbiegła do mnie mała Sophie. Wziąłem ją na ręce i musnąłem jej czoło.

- Gdzie to tak nosi małą gwiazdkę? - zaśmiałem się cicho.
- Stęskniłam się za Tobą wujku. - przytuliła się do mnie.
- Oh... - westchnąłem rozbawiony - To co? Pobawimy się w coś? - zaproponowałem patrząc w jej lśniące oczka.
- Tak! - pisnęła - Ale mama Dominika kazała mi odnaleźć termometr. - wyznała zmieszana.
- Termometr? - zdziwiłem się lekko.
- Tak. Wczoraj miałam gorączkę i zgubiłam go, teraz mama jest zła. - spuściła wzrok.
- Nie martw się, pomogę Ci go odnaleźć moja chora księżniczko. - wspomniałem rozbawiony.

Po kilku minutach zaczęliśmy szukać owego termometru, postanowiliśmy że kto pierwszy znajdzie, ten dostanie kawałek ciasta z jagodami od Dominiki. Postanowiłem jednak dać fory małej dziewczynce i tylko udawałem że szukam. Widząc owy termometr leżący pod poduszką dziewczynki udawałem że go nie zauważam. Usiadłem na łóżku "niby poddając się" i westchnąłem cicho. Nagle do pokoju weszła dziewczynka i podała mi TEST CIĄŻOWY.

- Zobacz wujku! Zepsułam, mama nigdy mi tego nie wybaczy. - westchnęła ze szklanymi oczkami.
- Nie martw się aniołku. - pogładziłem jej główkę - Zobacz... Daj jej ten, a ja tego schowam. - westchnąłem i podałem jej ten który leżał pod poduszką.
- Na pewno wujku? - spojrzała na mnie - Należy Ci się ciasto, a nie mi. - westchnęła cicho.
- Nie mów tak słoneczko. - pogładziłem jej pulchny policzek - No już... Biegnij. - musnąłem jej czółko.

Kiedy Sophie opuściła pokoik, zerknąłem na test i zauważyłem dwie kreski. Teraz dopiero do mojego mózgu dotarła myśl, dlaczego ona wróciła do Polski. Jest w ciąży. Schowałem owy test do kieszeni spodni i wygładziłem swoją koszulę. Wszedłem do salonu, gdzie Sophie już zajadała się ciastem jagodowym, a zakochana para stała obok siebie.

- Jadę do Polski. Po Ankę. - oznajmiłem stanowczo.


Zgól ten koper synu. -.- Przepraszam że tak krótko i nie tydzień temu, ale wena odeszła ;_; Jutro odwiedzę wasze blogi i nadrobię zaległości <3 Buziaki! :*