Początek października 2016r.
Ostatnio Joshua zrobił się jakiś dziwny, cóż można począć? Spodziewa się, że zostanie tatusiem. Też byłbym szczęśliwy gdyby Dominika obdarzyłaby mnie maleństwem. Zerknąłem niepewnie na Joshuę, który siedział z markotną miną i spoglądał w kierunku bawiącej się Sophie. Usiadłem obok niego i uśmiechnąłem się blado.
- Sophie... Biegnij do mamy Dominiki... - uśmiechnąłem się promiennie - Pomożesz jej wybrać sukieneczkę na ślub. - wspomniałem rozbawiony.
- Dobrze tato... - wspomniała pośpiesznie udając się do pokoju obok.
- Nigdy Cię nie lubiłem... - zacząłem spokojnie - Ale jeśli chcesz... Pojedziemy razem do tej Polski ściągnąć ją chociażby po to, by była na ślubie moim i Dominiki. - oznajmiłem stanowczo.
- Daj spokój... - mruknął niezadowolony - Nawet nie wiem gdzie jej szukać. - westchnął spuszczając wzrok.
- Znajdziemy ją. - oznajmiłem stanowczo i poklepałem go po plecach - W końcu od tego są przyjaciele. - zaśmiałem się pod nosem.
- Przed chwilą mówiłeś, że mnie nigdy nie lubiłeś... - zerknął na mnie zdziwiony.
- Bo tak jest. - wzruszyłem ramionami - I będzie. - dodałem oschle.
Poklepałem go jeszcze po ramieniu i poszedłem do pokoju, gdzie znajdowała się Dominika i nasza Sophie. Musnąłem czubek głowy maleństwa i podszedłem do ukochanej, która przeglądała katalogi pełne białych sukien. Uśmiechnąłem się i usiadłem obok niej na kanapie, po czym objąłem ją ramieniem.
- Kochanie... - szepnąłem jej na ucho - Mam dla Ciebie niespodziankę przedślubną. - zaśmiałem się pod nosem.
- Niespodziankę? - zaśmiała się - Jaką? - zapytała ciekawa.
- Jutro jedziemy do Polski. - zachichotałem i musnąłem jej skroń.
- Jutro?! - spojrzała na mnie zdziwiona - Skąd weźmiesz bilety na samolot? Nawet się nie spakowałam! - oznajmiła stanowczo - Nigdzie nie jadę!
- Kochanie... - mruknąłem muskając jej szyję - Chyba chcesz by Twój ukochany brat bliźniak odnalazł w końcu szczęście przy jasnowłosej niewieście, która pocznie jego potomka. - zasugerowałem poetycko.
- No chyba, że dla Josha... - spuściła wzrok - Ale skąd weźmiemy bilety? - zapytała zaciekawiona.
- Joshua stawia nam bilety, a ja w zamian mam znaleźć jej adres. - wspomniałem rozbawiony.
- Mój cwany demon! - zachichotała wieszając swoje ręce na moją szyję.
- Masz ten adres, prawda? - zaśmiałem się muskając jej szyję.
- Mam. - powiedziała rozbawiona.
✽✽✽
✽✽✽
Rano obudziły mnie przerażające promienie słoneczne, ruszyłem od razu pod prysznic. Kiedy się dokładnie przebudziłem pod prysznicem, zdałem sobie sprawę, że to już dzisiaj ją spotkam. Dzisiaj zobaczę moją kruszynkę, która będzie matką mojego dziecka. Gdy się już ubrałem, wziąłem pod rękę torbę z najpotrzebniejszymi ubraniami i ruszyłem do mieszkania Ivana i Dominiki. Zadzwoniłem do mieszkania, a tam totalny chaos! Ubrania pałętały się pod nogami, a moja niewydarzona siostra nosiła na rękach Sophie, po czym mi ją podała.
- Wy jeszcze nie gotowi?! Za godzinę jest samolot! - pośpieszałem ich.
- Zaspaliśmy... - powiedział Ivan zakładając koszulę.
- Nie patrz mała, bo zeza dostaniesz... - zaśmiałem się zakrywając oczy małej Sophie.
- Spakuj Sophie Josh... - oznajmiła Dominika z drugiego pokoju.
- To ją też zabieramy? - zdziwiłem się lekko.
- Nie zostawię jej tu przecież samej! - mruknęła pod nosem.
- No okay... - przewróciłem oczyma - Ale ruszajcie się! - klasnąłem w ręce i poszedłem pakować małą.