sobota, 21 stycznia 2017

Część 20.

W tym samym czasie...



Mój mózg oszalał, zresztą jego też. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Ivan jest taki uroczy, dzięki niemu w końcu naprawdę poczułam czym jest miłość. Pokazał mi, że naprawdę mnie kocha i chce spędzić ze mną resztę swojego życia. Zapomniałam te kobiety, które niegdyś przyprowadzał w każdą sobotę, a ja spałam razem z Sophie. Dziś jest inaczej i mam nadzieję, że będzie już tak zawsze. W głowię jednak gdzieś chodzi mi Sophie, czy na pewno Ania i Joshua sobie poradzili. Mam nadzieję, że już śpi, a oni się nie kłócą. Ile ja bym dała, żeby przestali sobie dokuczać.

- O czym myślisz? - zapytał muskając moją szyję.
- O małej... - wyszeptałam cicho.
- Nie martw się, ufam im... - przewrócił teatralnie oczyma.
- Na pewno? Może zadzwonię? - zapytałam lekko zaniepokojona.
- Po co? - zdziwił się - Pewnie już śpią. - machnął dłonią.

Postanowiłam zaufać mojemu narzeczonemu i oddałam się w wir namiętnych pocałunków, które przypieczętowaliśmy tej namiętnej nocy.


✽✽✽

Ivan nigdy się nie domyśli. Razem z Anką postanowiliśmy zrobić ciasto z amfetaminą. Była to decyzja pod wpływem chwili. Już chciałbym zobaczyć minę Ivana! Jak ja go nie lubię, zresztą wiem że on również mnie nie darzy ogromnym uczuciem. Czasem zastanawiam się co te wszystkie dziewczyny w nim widzą, a tym bardziej moja siostra bliźniaczka, która została jego narzeczoną.


- Co jest takiego w Ivanie? - zapytałem cicho - Dlaczego go tak lubisz? - zapytałem Anię.
- Dlaczego? - westchnęła - Jest moim przyjacielem. - oznajmiła spokojnie - Wspiera mnie od kiedy obudziłam się ze śpiączki. - dodała - To wspaniały człowiek, cieszę się że Dominika i on są razem.
- Naprawdę? - wyjąłem ciasto z piekarnika.
- Tak. - uśmiechnęła się blado.
- Eh... - westchnąłem - To jak? Jemy? - zachichotałem i zatarłem ręce.


Oboje zerknęliśmy na ametaminowego murzynka i zachichotaliśmy cicho. Grunt żeby do jutra go zjeść. Wręczyłem dziewczynie nóż do krojenia ciasta. Ona pokroiła, a ja zacząłem jeść. Było przepyszne, chyba razem stworzyliśmy cud czekoladowy. Po zjedzeniu kilku kawałków jednak w mojej głowie zaczęły dziać się różne rzeczy. Nie wiem czym się kierowałem tej nocy całując ją i prowadząc do łóżka Ivana i Dominiki.
(...) Rano obudziłem się sam. Rozejrzałem się wokół, promienie słoneczne wpadały do pokoju i odpijały się na moich sennych powiekach. Cicho ziewnąłem i przetarłem oczy. Kiedy je ponownie otworzyłem zobaczyłem stojącego przed łóżkiem Ivana i patrzącego na mnie swoimi wrednymi oczyskami.


- Co robisz w naszej sypialni? - zapytał spokojnie


Lekko się zmieszałem i zaraz zobaczyłem jak do sypialni wchodzi Dominika, a za nią Ania. Widząc jej wymowny wzrok, westchnąłem cicho, już chciałem się tłumaczyć, jednak ta wtrąciła mi się w słowo.


- Spałam w jego pokoju, ponieważ Sophie nie chciała spać, a on... - zamyśliła się na chwilę - Postanowił spać tutaj. - westchnęła - Dobrze wiecie jak się nie lubimy... Nie wytrzymałabym z nim jednej nocy w tym samym pokoju. - uśmiechnęła się w stronę Ivana.
- To prawda? - zapytał spokojnie
- Tak. - potwierdziłem - Chciałem spać na kanapie w salonie, ale mnie namówiła. - dodałem.
- Ivan nie drąż już tego tematu. - powiedziała znudzona Dominika - Chodź, Sophie pewnie się już obudziła.


Oboje wyszli z pokoju, a ja zostałem z moją wybawicielką. Kiedy i ta chciała opuścić sypialnie chwyciłem jej dłoń.


- Dziękuję. - wydukałem.
- Nic już nie mów. - westchnęła - Mam już Ciebie dość Josh. - wyznała obojętnie - Jutro wyjeżdżam do Polski. Na zawsze. - podkreśliła i wyszła.


Mina Ivana mówi wszystko. XD To widzimy się za tydzień! :*

niedziela, 15 stycznia 2017

Część 19.

Wrzesień, 2016r.


Od kilkunastu tygodni jestem szczęśliwym narzeczonym mojej ukochanej Dominiki. Wkrótce Knezević. Codziennie spoglądając na jej promienny uśmiech, uświadamiam sobie jak mocno ją kocham i doceniam to każdego dnia. Dzisiejszego wieczoru postanowiłem zabrać ją na romantyczną kolację we dwoje. Wspólnie zdecydowaliśmy, by małą Sophie zajęła się Ania i Joshua. Nie miałem pojęcia jak sobie poradzą, wiem że za sobą nie przepadają. Można byłoby powiedzieć, że się nienawidzą.
Westchnąłem cicho stojąc na korytarzu i czekając na Dominikę. Pół godziny temu mówiła, że jeszcze pięć minut. Po chwili przybiegła do mnie Sophie i wyciągnęła rączki w moją stronę.


- Tato! - upomniała się.
- Już Sophie, już... - zaśmiałem się biorąc dziewczynkę na ręce.
- Ale tatusiu... - zawierciła się w moich ramionach - Masz krzywo muszkę... Poprawię. - zaoferowała.
- Dobrze skarbeńku. - uśmiechnąłem się promiennie i poczułem dotyk dziewczynki na swojej szyi.


Kiedy maleństwo siedziało mi na rękach i poprawiało moją muszkę, Dominika w końcu zeszła po schodach. Była ubrana w elegancką ciemną sukienkę, a na jej zgrabnych nogach miała czerwone, wysokie szpilki. Wyglądała naprawdę ponętnie. Postawiłem Sophie na podłodze i spojrzałem z szerokim uśmiechem na swoją narzeczoną. Podszedłem i ucałowałem wierzch jej dłoni. Wiedziałam, że to lubi. Uwielbiała takich dżentelmenów, a ja chciałem chociaż w małym stopniu go przypominać. Pożegnaliśmy się z małą i opuściliśmy mieszkanie. Wsiedliśmy do mojego czarnego Audi i ruszyliśmy we dwoje na podbój Monachium. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do przygotowanego dla nas hotelu, gdzie mogliśmy spędzić trochę czasu we dwójkę. Cieszyłem się, że mogłem dać jej chociaż moment wytchnienia od naszej chrześnicy. Ja również mogłem wypocząć tej nocy. Chociaż kto wie, czy będziemy wypoczywać?
Zjedliśmy kolacje w restauracji hotelowej na tarasie. Była wspaniała noc, gwiazdy połyskiwały na niebie. Chwilę później stanęliśmy we dwoje i podziwialiśmy błysk na niebie w postaci różnokolorowych fajerwerków.


- Dziękuję, zapamiętam tę noc na zawsze Ivan. - uśmiechnęła się szeroko i położyła głowę na moim ramieniu.
- Ja również Dominiko... - zaśmiałem się spoglądając w górę.


✽✽✽

Zostaliśmy razem, by pilnować tego małego potworka jakim jest Sophie. Jest uroczym dzieckiem, jednak bardzo gadatliwym. Wiele razy mnie już przegadała, chociaż wiem że dość łatwo mnie przegadać. Należę do jak wspomina Thomas Muller "istnych aniołków Monachium". Ania - od kiedy się spotkaliśmy poraz pierwszy po tylu latach w szpitalu w Monachium... Hmm... Stała się moim problemem? Nie wiem. Można by powiedzieć, że moje uczucie do niej odżyło. Dlatego, wiedząc że przyjdzie owego dnia, ja zmykam z samego rana na trening. Może jestem tchórzem, ale nie potrafię jej spojrzeć w oczy, chociaż wiem że nie mam czego. To Mario powinien się wstydzić. Kiedy dziewczyna przez ponad rok była w śpiączce, zamiast przy niej być, on wybrał inną. Moja przeszłość i Anki jest inna, jednak wolę nie odkrywać kart. Jeszcze nie teraz. Wolę nawet nie wspominać, jak musiałem te cztery lata wstecz dałem jej i sobie cierpieć. Mam wobec niej dług, którego nigdy nie spłacę. Mimo, że wiem że straciła pamięć i wielu rzeczy nie pamięta to ja, wszystko pamiętam jakby to było wczoraj.


- Wujku Joshi! - pociągnęła mnie za nogawkę - Przeczytasz mi z ciocią Anią bajeczkę? - zapytała cicho.
- Bajeczkę.. - kucnąłem obok dziewczynki - A jaką? - zaśmiałem się pod nosem.
- Sama przeczytam jej bajkę. - powiedziała wchodząc do pokoju.
- Poprosiła mnie... - syknąłem cicho podchodząc do niej.
- Wujku! Ciociu! - pisnęła dziewczynka - Nie kłóćcie się... - zażądała.


Sophie stanęła po środku i chwyciła nas za dłonie, prowadząc do swojego pokoju. Rozejrzałem się wokół. Pokoik był pełen różu, piórek i motylków. Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem na dziewczynkę, usiadłem na brzegu jej łóżka, obok Ani, która delikatnie ją okryła i zaczęła czytać "Czerwonego Kapturka". Spoglądałem czasem na nią, a czasem na zasypiające dziecko, które w środku bajki usnęło. Oboje musnęliśmy czoło małej dziewczynki, okryliśmy ją kocem. Opuściliśmy pokoik dziewczynki i spojrzeliśmy na siebie.


- To ja chyba już pójdę... - wspomniała spuszczając wzrok.
- Zostań! - powiedziałem stanowczo i spojrzałem jej w oczy.
- Zostać? Po co? - zapytała zakładając na ramiona swój szary płaszcz - Podaj mi sensowny powód.
- Chciałbym... - zamyśliłem się na chwilę - Zrobić ciasto. - wypaliłem.
- Ciasto?! - spojrzała na mnie zdziwiona - Jest 22:21! - spojrzała na zegarek.
- Zrobimy niespodziankę dla Ivana i Dominiki... - zaproponowałem - Pomóż mi... Proszę.. - chwyciłem jej dłoń.


Ta tylko kiwnęła głową i pomogłem zdjąć jej płaszcz. Po chwili weszliśmy do kuchni, gdzie zaczęliśmy szukać przeróżnych składników. W pewnej chwili wyciągnąłem z szafki pod zlewem foliowy woreczek z kilkoma gramami amfetaminy. Pomachałem Ani torebeczką przed nosem i cicho zachichotaliśmy. Ivan i Dominisia potrafili naprawdę nieźle się zabawić.


- Odłóż to Joshua... - powiedziała rozbawiona.
- Dlaczego? - zachichotałem.
- To nie nasze... - próbowała mi odebrać torebeczkę.
- Ivan załatwi im takie tony... - zaśmiałem się rozbawiony - A my... Możemy spróbować.. - uśmiechnąłem się łobuzersko.
- No okej... Ale nie za dużo.. - przewróciła oczyma.



Uwielbiam tę fotę *o* Zapraszam do lektury! <3 Zbliżamy się wielkimi krokami do końca xd

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Część 18

Sierpień 2016 Dortmund.


Zdałem! Co prawda za drugim razem, ale zdałem. Teraz mogę odebrać prawo jazdy. Dzisiaj razem z Mario jedziemy po moje prawko. Tak się nie mogę doczekać, aż dostanę je do ręki, podmucham na szczęście i sam pojadę przed siebie.

- Poczekam w samochodzie, a Ty idź... - oznajmił z delikatnym uśmiechem mój przyjaciel.
- Ok, za chwilę będę. - dodałem wychodząc z auta.

Niemalże w podskokach udałem się do urzędu gdzie mogłem odebrać dokument. Trochę się zeszło w kolejce, ale byłem tak podekscytowany, że już nie liczyłem czasu. Już w myślach obmyślałem trasę wycieczki w którą zabiorę moją ukochaną, albo gdzie teraz się wybiorę z Mario. Gdy nadeszła ta wielka chwila z wielką dumą wszedłem do owego biura, podałem swój dowód osobisty, złożyłem podpis i został mi wręczony ten drogocenny plasticzek, który kosztował mnie nie dość, że kilkaset Euro to jeszcze więcej nerwów. Teraz zacznie się jeszcze większa trauma, kiedy wyjadę na ulicę. W końcu Mario siedząc obok mnie nie będzie miał drugiego hamulca i sprzęgła.
Kiedy wyszedłem przed budynek, rozejrzałem się po parkingu i odnalazłem auto mego niskiego przyjaciela. Uśmiechnąłem się i pomachałem mu swoim nowiutkim prawem jazdy. Gdy podszedłem do samochodu, ten natychmiast wysiadł ustępując mi miejsca za kierownicą, jednak usiadł nie obok lecz z tyłu i zapiął się pasami z dwóch stron.

- Ej...? Nie ufasz mi przyjacielu? - zaśmiałem się pod nosem odpalając samochód.
- Ufam... Ufam... - powiedział lekko drżącym głosem z tyłu.
- To czemu siedzisz z tyłu? - zapytałem ze śmiechem.
- Nie chcę... Cię rozpraszać. - powiedział z delikatnym uśmiechem.

Wzruszyłem ramionami i przesunąłem dźwignią biegów na wsteczny. Usłyszałem jeszcze tylko uwagę przyjaciela, że z tyłu jest pusto i mogę bez problemu cofać. No więc ruszyłem. Trochę za szybko... I wjechałem tyłem w krzaki rosnące po drugiej stronie parkingu. Mario wyskoczył stamtąd jak z procy, by zobaczyć co się stało. Racja. Gałęzie delikatnie porysowały bagażnik, ale nam nic nie jest.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że z tyłu są krzaki?! - spojrzałem z nieuzasadnionym wyrzutem.
- Wiesz Marco?! Myślałem, że zamierzasz zakręcić na drodze, a nie... W krzakach! - złapał się za głowę lekko zdenerwowany.
- Ale... Żyjemy. - uśmiechnąłem się szeroko - Szukaj pozytywów Goetze. - zachichotałem.
- Pozytywów?! - syknął - Dzwoń po pomoc drogową... - spojrzał na mnie - Ja wrócę pieszo... - dodał.


✽✽✽


Między mną, a Dominiką układa się znakomicie. Dzisiaj miałem pierwszy trening po dość długiej przerwie, w końcu powracam, akurat na rozrywki Audi Cup. Cieszę się, że będę mógł zagrać w tym prestiżowym turnieju, mam nadzieję, że uda nam się pokonać Real Madryt, a ja dołożę jakąś znaczącą cegiełkę do zwycięstwa Bayernu w tym roku. W tamtym nie było mi to dane przez kontuzję. Liczę na to, że Dominika i Sophie będą mnie obserwować z trybun. Wszedłem do kuchni, by skraść buziaka ukochanej przed ostatnim treningiem.


- Kochanie? Dostanę buziaka na szczęście? - zachichotałem.
- Oczywiście. - musnęła mój policzek.
- A gdzie jest Sophie? Od niej też chcę buziaka... - zaśmiałem się cicho.
- Jest w salonie i ogląda razem z Anią bajki. - wspomniała z promiennym uśmiechem.
- A Joshua? - zapytałem zaciekawiony.
- Rano wyszedł już, pewnie na trening. - powiedziała z lekką obojętnością w głosie.


Uśmiechnąłem się szeroko i zajrzałem do pokoju, gdzie Ania i Sophie siedziały na podłodze i gryzły żelki. Musnąłem delikatnie czoło mojej małej bałaganiary i poczochrałem włosy Anki na szczęście. Ta tylko westchnęła i oznajmiła, że dzisiaj nie może przyjść na mecz, ponieważ ma jakieś inne obowiązki. Nie pytałem dlaczego. Przeczuwałem jednak, że zapewne nie chciała patrzeć na Josha i Linę. Posłałem jej ciepły uśmiech i opuściłem dom. (...)
Wyjście w podstawowej jedenastce to moje skryte marzenie, jednak nie dzisiaj. Oglądam mecz od pierwszej minuty na ławce. Siedzę znudzony, bo mimo wszystko mecz jest dość monotonny. W pewnej chwili trener podchodzi do mnie i mówi mi, że jeden z naszych zawodników ma kontuzję i muszę go zastąpić. I tak oto w 78 minucie meczu rodzi się nowa gwiazda Bayernu Monachium. Ivan Knezević. Jedno podanie od Davida Alaby i biegnę na prawie pustą bramkę. Ja kontra bramkarz Realu Madryt. 84 minuta i bramka, którą strzelam ja! Rozglądam się wokół i zauważam cieszącą się Dominikę i Sophie na jednej z trybun. Podbiegam, wspinam się po trybunie i patrzę jej prosto w oczy.


- Wyjdziesz za mnie? - wyjmuję pierścionek z kieszeni spodenek.
- Tak! - podskakuje z radości i odbiera pierścionek, a ja powracam na boisko.



Kocham takie momenty. ^^ No, ale co najważniejsze przepraszam, że nie napisałam tego w sobotę/piątek ponieważ miałam ważne egzaminy. To buziaki! :*