sobota, 31 grudnia 2016

Część 17.

Razem z Dominiką usiedliśmy na jednej z ławek, lekko zmieszany chwyciłem jej delikatną dłoń i podniosłem wzrok, spotkałem się z jej subtelnym uśmiechem i rumieńcami na policzkach. Była i będzie zawsze tą samą uśmiechniętą Dominiką.


- Ja... Od dawna się w Tobie podkochuję, a myśl o tym, że spędzasz czas w ramionach Joshui... - zamyśliłem się na chwilę - Eh... To trudne. - spojrzałem w niebo.
- Ivan... Ale... - wtrąciła się.
- Nic nie mów, ja rozumiem... - położyłem palec na jej ustach - Rozumiem, że Joshua jest przystojny, ma forsy jak lodu, a włosy niczym Leonardo DiCaprio. - spuściłem ponownie wzrok.
- Ivan... - zaczęła.
- Csii... - pokręciłem głową - Nic nie mów, wiem że mnie lubisz tylko ze względu na Sophie. - westchnąłem.
- Ivan! - przeszkadzała.
- Ja wiem, że ma tors jak Orlando Bloom i oczy jak chorwacki model z telenoweli. - mruknąłem.
- Joshua to nie mój chłopak tylko odnaleziony brat bliźniak! - potrząsnęła mną.
- Że jak kur#a..?! - moje oczy były jak monety pięciozłotowe.
- No tak... - spuściła wzrok w ziemię - Jest moim bratem, przez tak wiele czasu nie miałam o nim wieści, choć był tak blisko... - westchnęłam.
- To ja sobie flaki wypruwam, Ance ostatnią krew wypijam, a Ty mi mówisz, że to Twój brat?! - uśmiechnąłem się promiennie - Dostanę buziaka? - chichoczę.
- Dostaniesz mój chorwacki model z telenoweli... - śmieje się cicho i muska mój policzek.


Chyba pójdę z tej okazji na piwo, trzeba to opić, szczególnie z nią. No i Andzi muszę podziękować, kupię jej pomarańcze. Chichoczę sobie pod nosem zadowolony, ah! Wręcz wniebowzięty! Musnąłem jej czoło i nie puszczając jej dłoni poszliśmy do Sophie, Ani i Josh'a.

✽✽✽

Nadeszła wiekopomna chwila! Dzisiaj mam swój pierwszy egzamin na prawo jazdy, testy zdałem bez problemu za pierwszym razem, a jak z jazdą? Mam ogromną tremę, przed chwilą wsunąłem całe opakowanie herbatników, wypiłem ze trzy kawy i czuję, że to jeszcze mało. Ah Marco! Musisz się jakoś uspokoić... Pooglądam sobie jeszcze śmieszne filmiki na youtubie. Mam jeszcze sporo czasu do 10:45. Dopiero 7:54. Ten śmieszny kot już nie jest taki śmieszny jak wcześniej, ciągle w głowie mam ten egzamin. Nagle do mieszkania weszła Pelin, chwyciła mnie za dłoń i podała mi jakiś nerwosol.


- Masz, weź sobie, będziesz trochę spokojniejszy. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Kochanie... - pokręciłem głową - Po co mi to, skoro w duchu trzęsę się jak galareta. - spuściłem wzrok.
- Trochę Cię otumani.. - westchnęła i pogładziła moje ramię.
- Otumani? Nie sądzę. Zdążyłem już wypić trzy szklanki kawy. - wspomniałem spokojnie.
- Nie martw się, a teraz chodź... Wyjdziemy wcześniej, żeby zdążyć. - dodałam.


Racja, jestem tak zestresowany, że mógłbym się spóźnić? Boże, dlaczego ten czas tak pędzi jak szalony? Dojechaliśmy do Ośrodka Ruchu, kiedy wchodziliśmy pokazałem przepustkę i wszedłem do środka, bez Pelin. Siedziałem na poczekalni. Obok mnie dwie młode dziewczyny i jeden ciemnowłosy chłopak. Zamieniłem z nimi kilka słów, pocieszających słów. Zaczęli wychodzić egzaminatorzy ze swojej "kwartery". Nagle usłyszałem moje imię i nazwisko. Podszedłem do siwego mężczyzny w czarnej deszczówce i podałem dowód, następnie udaliśmy się na plac manewrowy.


- Dzień dobry, Holger Kehl rozpoczynamy egzamin. - oznajmił - Ma pan do pokazania światła i olej w silniku. - dodał.


Pokazałem gdzie są światła kierunkowe i wskaźnik oleju, bezbłędnie. W końcu uczyłem się tego całą noc! Wsiadam za kierownicę i odpalam Opla. Rozglądam się w lusterkach i ruszam przed siebie. W międzyczasie odmawiam cichutko pod nosem modlitwę do anioła stróża. "Jak cofasz to przy drugim pachołku obrót w prawo." - tak mi powtarzała Pelin i tak robię. Udało się, a teraz ta idiotyczna górka. Podjeżdżam kawałek i zaciągam hamulec ręczny. Czuję, że mogę, a nawet muszę ruszyć. Jest! Udało się!


- Teraz ruszamy na miasto. - powiedział oschłym tonem egzaminator wsiadając do auta.


Nasz kursant Marco :D Coś o tym wiem ^^ Na szczęście prawko mam już w kieszeni :D
A no i szczęśliwego Nowego Roku Pszczółki i Misie <3

piątek, 23 grudnia 2016

Część 16.

Sierpień 2016. Monachium.


Ania na szczęście wydobrzała, jednak dalej nie widuje się z moim bratem. Mario wyjechał na wakacje do Dubaju razem z swoją długonogą pięknością o imieniu Sara. Dzisiaj korzystając z tak pięknej, słonecznej pogody postanowiłam wybrać się z Joshuą na spacer do pobliskiego ZOO. Zabraliśmy też ze sobą małą Sophie, która uwielbia zwierzęta. Po kilkudziesięciu minutach zmęczeni usiedliśmy na jednej z ławek, natomiast mała poszła popatrzeć na słonie. Uśmiechnęłam się do Joshui i położyłam głowę na jego ramieniu.

- Kiedy mu powiesz? - zapytał spokojnie towarzyszący mi mężczyzna.
- Gdy wróci z Dubaju, razem ze swoją dziewczyną. - dodałam z delikatnym uśmiechem.
- Wiesz... Nie wiem jak Ivan na to zareaguje, ciągle gdy chcę z nim porozmawiać on mnie unika. - spuścił wzrok.
- Kneza? - zaśmiałam się pogodnie - A co on ma do gadania? - prychnęłam - To moja sprawa, kto jest moją rodziną, a my nią jesteśmy. W końcu jesteśmy bliźniakami. - uśmiechnęłam się.
- Tak... Ciekawi mnie mina Mario, kiedy dowie się że jego młodszy brat się odnalazł po tylu latach. - dodał ze śmiechem.
- Na pewno szybko się do Ciebie przekona. - westchnęłam.

Po kilkunastu minutach naszej pogawędki rozejrzałam się wokół. Nigdzie nie było Sophie. No nie... Jak Ivan się dowie, to mnie zabije, w końcu on też kiedyś zapomniał zabrać małej z parku, ale mi to się nie może przytrafić. Dobrze wiem, że wtedy Knezević by mnie wychłostał. Na chwilę uspokoiłam myśli i razem z Joshuą zaczęliśmy szukać Sophie. Niestety bezskutecznie.

✽✽✽

Razem z Anką postanowiliśmy śledzić Joshuę i Dominikę. Słysząc, że wybierają się do ZOO uznaliśmy, że dowiemy się prawdy o ich związku. Szliśmy za nimi krok w krok, oczywiście ukrywając się za różnymi ludźmi, albo drzewami, ewentualnie skręcając w inną ścieżkę. Było to trochę męczące zadanie, szczególnie dla Ani, która kilka dni temu opuściła szpitalne łóżko. Powinna była odpoczywać, a nie biegać ze mną po ZOO. Kiedy usiedli na jednej z ławek i zaczęli rozmawiać, stanęliśmy z moją towarzyszką za jednym z krzewów. Nagle zaczęło coś szeleścić tuż obok nas.

- Co się znowu dzieje?! - syknąłem jakby sam do siebie.
- Mmmm... Zgłodniałam... - westchnęła Ania - Kupiłam sobie precelka, chcesz kawałek? - zapytała z pełną buzią.
- Nie. Nie przyszedłem tu by jeść, tylko żeby ich obserwować. - dodałem stanowczo, podglądając parę.
- Nie to nie. Żałuj. - powiedziała biorąc kolejny kęs.
- No ok... Daj. - spojrzałem na nią obojętnie.
- Masz.. - urwała kawałek i podała mi.
- No popatrz jak się do niego tuli, to jest wstyd! - powiedziałem oburzony.
- Co patrzysz tato? - usłyszałem za sobą dziecięcy głos.
- Sophie! - niemalże zachłysnąłem się precelkiem - Co Ty tu robisz słoneczko? - wziąłem ją natychmiast na ręce.
- Przyszłam tu razem z wujem i mamą. - dodała - A co robisz w krzakach z ciocią Anią..? - zapytała ciekawa.
- Hmmm... Tak sobie rozmawiamy, wiesz? - uśmiechnąłem się zażenowany.
- Aha... - powiedziała zamyślona - Zaniesiesz mnie do mamy? Nóżki już mnie bolą. - poskarżyła się.
- Jasne. - westchnąłem i wyszliśmy z zarośli.

Po chwili niosąc na rękach małą, zauważyłem Dominikę, która czegoś szukała razem z Joshuą. Zapewne małej Sophie. Uśmiechnąłem się blado w ich stronę.

- Znalazłem waszą zgubę! - powiedziałem głośno i postawiłem małą na ziemi.
- Ivan..? Ania? Co tu robicie? - zapytała nas zdziwiona Dominika.
- Hmmm... - podrapałem się po głowie - No, bo... Anka... - spojrzałem na dziewczynę, która spoglądała na równie nią zainteresowanego Joshuę.
- Śledzicie nas? - zapytała poirytowana.
- Wy chyba musicie sobie coś wyjaśnić. - powiedziała szczerze Ania i chwyciła Sophie za rączkę - To co mała? Pójdziemy z wujkiem Joshuą kupić Ci watę cukrową? - zachichotała i odeszła razem z dzieckiem i chłopakiem.

Jako, że jutro święta. To życzę wszystkim zdrowych, spokojnych świąt i dużo fajnych prezentów! Przed Sylwkiem jeszcze się widzimy, więc na Sylwka złożę wam te noworoczne :D To do piątku/soboty! :*

piątek, 16 grudnia 2016

Część 15

24 lipca 2016, Monachium.


Siedziałem razem z Anią, już wydobrzała. Chyba tylko ona mnie rozumie w całym Monachium, no poza małą Sophie, ale ona nie rozumie do końca. Spojrzałem na blondynkę, z którą kończyliśmy grać w warcaby, bo jak twierdzi, jest za głupia by nauczyć się grać w szachy, co prawda ja też nie umiem, ale pocieszające jest to, że znalazłem wspaniałą przyjaciółkę.

- Dalej jesteś zazdrosny o Dominikę i Joshuę? - zapytała z delikatnym uśmiechem i poprawiła swój niestaranny kucyk.
- Och Ania... - westchnąłem - Chyba jestem, ale co mam zrobić jeśli ona jest z nim szczęśliwa? - pokręciłem niespokojnie głową.
- Odbij mu ją. Nie poddawaj się Ivi. - powiedziała i poklepała mnie po ramieniu - Jeśli sobie odpuścisz będziesz żałował. - dodała i chwyciła lusterko, w którym zaczęła się przeglądać.
- Łatwo Ci mówić, nigdy nie byłaś zazdrosna, nie kochałaś tak jak ja ją. - westchnąłem - To chore uczucie.
- Może i chore, ale... - zamyśliła się na chwilę - Może powinieneś spróbować, kupić jej kwiaty... Albo zabierz ją na kolację. Nie wiem... Postaraj się jakoś. Rusz mózgiem Kneza! - zaśmiała się i puknęła mnie delikatnie w czoło.

Zaśmiałem się pod nosem, może Anka naprawdę ma racje? Nie wiem, ale wiem jedno... Nie poddam się i będę o nią walczył. Dominika jest tego warta. Poprawiłem grzywkę i musnąłem czoło rozbawionej przyjaciółki.

- Jesteś boska! - zaśmiałem się i opuściłem pomieszczenie.

✽✽✽

Ivan to naprawdę wspaniały i miły człowiek, tylko że powoli myślący, no ale czasem to bywa urocze. Bardzo mi go przypomina. Moją pierwszą miłość, tylko że Knezević'a nigdy nie zamierzam traktować jak Jego. Był taki jak teraz, gdy Go zobaczyłam moje serce zaczęło szybciej bić. Pokochałam go na nowo, kiedy posłał mi ten tajemniczy uśmiech, kiedy rozmawiał z Dominiką i Pelin. Wcale się nie zmienił. Minęło tyle lat, a ja nie potrafię o nim zapomnieć. Nie umiem przestać go kochać. Po co wrócił? Po co odnalazł mnie w Monachium? Nie wiem. Ja jednak muszę wspomóc mojego przyjaciela Ivana i nie przejmować się Nim. Nie wypowiem jego imienia nawet w myślach, ponieważ jego dźwięk wywołuje u mnie niepowołane dreszcze. Zajmij się Ivanem i Dominiką. Natychmiast, masz ich swatać.
Wyjęłam ze szpitalnej szafki mój telefon. Odblokowałam go i widząc sms'a od Pelin uśmiechnęłam się blado, codziennie pisała do mnie jak się czuję. To miłe. Ale co ja mogę jej odpisać? Że tęsknie za Nim? Nie. To głupie. Postanowiłam zadzwonić do Dominiki.


- Słucham? Ania? - odezwał się Jego głos.
- Ym... - zamyśliłam się na chwilę i wzięłam głęboki oddech - Joshua? Mogę porozmawiać z Dominiką? To ważne... - szepnęłam próbując uspokoić swój nerwowy głos.
- Jasne... Poczekaj chwilę... - na chwile zapadła cisza, a po chwili usłyszałam głos Dominiki.
- Ania? - zaczęła - Coś się stało? - zapytała zaciekawiona.
- Tak... Znaczy nie. - zamyśliłam się ponownie - Znaczy tak...
- Anka... Co się dzieje? - zapytała już trochę zirytowana moim jąkaniem.
- Chciałabym zapytać czy... Znaczy Ivan... Chce, byś poszła w pewne miejsce, on chce z Tobą porozmawiać. - dodałam - Mam Ci wysłać adres? - zapytałam już pewniejsza siebie widząc za szybą Ivana.
- Jasne.. Wyślij. - westchnęła obojętnie.
- Ok... - zaczęłam pisać - Już. - wysłałam.
- To wszystko? - zapytała.
- Tak. Na razie. - westchnęłam poprawiając pościel i machając do Ivana by wszedł.
- Na razie. - odpowiedziała.


Czekałam aż się rozłączy, jednak to nie nastąpiło. Usłyszałam jej część rozmowy z Joshuą. Niestety to nie było na moje nerwy, a w szczególności zdanie, które wypowiedziała Dominika... "Oczywiście Joshua, w końcu jesteś jakby moją drugą połówką". Poczułam się dość słabo, zaczęłam mieć dziwne zawroty głowy.


- Ania.. Co z Tobą?! - potrząsnął mną Ivan - Anka... Lekarza! Natychmiast! - zawołał wybiegając z sali, a ja dalej straciłam świadomość.



Ivan smutny jak ten rozdział :( Dodaję wcześniej, bo za tydzień w sobotę będzie Wigilia, a wtedy jak nie dodam na sobote to mnie Dominika zabije, więc dodaje wcześniej. To do piątku! :*

sobota, 10 grudnia 2016

Część 14.

Wieczór w Monachium.

Otworzyłam oczy, poczułam przeszywający ból palący mój kręgosłup. Czy to dobrze? Nie wiem, a może już nie żyję. Widziałam oślepiające światło. Cały ból, który przeszywał moje plecy przeniósł się na głowę. Coś musiało mi się stać. Zamigotałam szybko powiekami, a mój obraz o wiele lepiej się poprawił. Uśmiechnęłam się blado i zauważyłam obok siebie stojące dwie dziewczyny, które posłały mi po promiennym uśmiechu. Jedna to Pelin, a ta druga? Nie wiem, ale chyba mnie lubi, bo w przeciwnym razie by się do mnie nie uśmiechała. Chciałam coś powiedzieć, jednak poczułam suchość w gardle i na języku. Z mojej krtani wydobył się dziwny pisk. Ta druga blondynka chyba zrozumiała o co mi chodziło, ponieważ podała mi szklankę wody. Chwyciłam ją, jednak moje dłonie zaczęły się niespokojnie trząść.

- Musimy jakoś jej dać wodę... - stwierdziła zamyślona Pelin.
- Może na łyżeczce? - zaproponowała druga dziewczyna, której imienia nie pamiętam.

Chwilę potem przyniosły małą łyżkę i zaczęły mi ją niemalże wpychać do ust. Nawiązała się między nimi kłótnia jak to zrobić, patrzyłam na nie niespokojnie jakby zaraz miały mi zrobić krzywdę. Na szczęście przyszli moi wybawcy. Dwóch mężczyzn. Jeden z nich miał na imię Ivan, natomiast drugi Joshua. Obaj szeroko się do mnie uśmiechali. Joshua... Joshua Kimmich... Skąd go znam? Tego drugiego nie pamiętam. Tak dziwnie na mnie spoglądają. Szczególnie Josh. O co mu chodzi? Może mi przypomni?

✽✽✽



Na szczęście się obudziła, ale co powiedzieć jej teraz? Że Mario od niej odszedł, bo gdy leżała w śpiączce zaczął umawiać się z Sarą? Nie wiem, te wszystkie problemy złożyły się jak na złość na raz. Najbardziej zaczyna mnie irytować ten Joshua. Muszę się dowiedzieć kim jest dla Dominiki. Nie zapytam jej przecież wprost, ponieważ boję się że pomyśli, że jestem zazdrosny, a prawda jest taka, że nie jestem. Pokręciłem głową i chwyciłem Dominikę za nadgarstek, po czym wyprowadziłem z sali.


- Co z Anią? Lepiej? - zapytałem spokojnie.
- Jak widzisz żyje, ale... Częściowo straciła pamięć. - wyznała i spojrzała na Joshuę, który z delikatnym uśmiechem karmił Anię.
- Wszystko się zaczyna układać! Nie będzie konfrontacji z Mario! - powiedziałem zadowolony.
- Będzie... Dziewczyna sobie wszystko przypomni za tydzień, może dwa. - westchnęła mało optymistycznie.
- A może jednak nie? Nie lepiej ją oszczędzić? - westchnąłem drapiąc się po karku.
- To nic nie da Ivan... Ona i tak sobie wszystko przypomni. Nie unikniemy tego. - powiedziała zmartwiona.


Chwilę milczeliśmy, zadowalałem się widokiem Josha i Ani, jednak nie długo, zaraz odezwała się Dominika, która owym zdaniem pokomplikowała mi życie.


- Zostaniesz z Sophie? Idę na kolację z Joshuą. - wspomniała z delikatnym uśmiechem.
- Jasne. - odpowiedziałem oschłym tonem.


To do następnego XD Tak wiem że Dominika mnie zabije, że jej związek psuje :D Bywa.

sobota, 3 grudnia 2016

Część 13.

Poniedziałek, 18 lipca 2016 Monachium.

Minął ponad rok, razem z Dominiką nadal wychowujemy małą Sophie, ale nic między nami nie zakwitło. Można nawet powiedzieć, że jesteśmy na fazie przyjaźni. Mała zadaje nam coraz więcej pytań, jednak oboje wiemy, że najtrudniejsze dopiero przed nami, czyli wytłumaczyć czemu nie jesteśmy jej prawdziwymi rodzicami. Jeśli mam być szczery to między nami jest tak jak było, poza tym że jesteśmy wobec siebie milsi. Co natomiast dzieje się u Marco i Pelin? Gruchają jak te dwa gołąbki na dortmundzkiej gałęzi. Nawet mieszkają razem ponad pół roku. Choć większość czasu ona spędza w szpitalu w Monachium. No właśnie... Idę teraz do szpitala, by zanieść coś do jedzenia Dominice i Pelin. Obie czuwają nad Anną. Tej felernej nocy, gdy pojechałem do szpitala do małej Sophie przywieziono też Mario i Anię na oddział. Mieli wypadek. Mario miał tylko stłuczoną głowę i kilka zadrapań, jednak dziewczyna zapadła w śpiączkę. Można powiedzieć, że świat mu się zapadł pod nogami? No nie wiem... Przez pierwsze pół roku biegał wokół niej jak kot z pęcherzem, a teraz sobie odpuścił. Niestety znam przyczynę tego, dlaczego tak z dnia na dzień od niej odszedł. Na jego drodze pojawiła się ciemnowłosa Sara. Nie wiem co teraz może czuć Ania, ale jest mi przykro nawet na samą myśl o tym, co ją spotka po przebudzeniu się robi mi się ciężko na duszy. Gdyby coś stałoby się Dominice codziennie siedziałbym przy jej łóżku razem z małą Sophie.


- Może coś zjecie? - zaproponowałem z delikatnym uśmiechem i spojrzałem na łóżko gdzie spała Ania - Jak ona się czuje? Kiedy się obudzi? - zapytałem spokojnie.
- Chcą ją obudzić pojutrze. - oznajmiła Pelin i pogładziła grzywkę dziewczyny.
- Mam powiedzieć o tym Mario? - zapytałem spokojnie spoglądając na zmęczoną Dominikę.
- Nie Ivan. - powiedziała Dominika - Nie przychodzi tu od listopada, niech się tu lepiej nie pokazuje, szczególnie z tą Sarą bo jej oczy wydrapię. - powiedziała lekko zdenerwowana.


Pokiwałem delikatnie głową i spojrzałem na Pelin, która siedziała obok śpiącej przyjaciółki. Była tu najczęściej, tak jak Dominika, jednak ta miała pracę. Starałem się je wspierać jak tylko mogłem, choć czasem doprowadzało mnie to do szału jak to Mario chodzi po knajpach, a jego siostra i jej przyjaciółka czuwają przy jego dziewczynie, choć już pewnie byłej dziewczynie.
Usiadłem sobie i cicho westchnąłem, nagle Dominika pociągnęła mnie za rękaw i wyprowadziła mnie z pomieszczenia na biały korytarz. Nie rozumiałem o co jej chodzi.


- Kneza... Mam do Ciebie prośbę. - westchnęła i spojrzała w szybę, gdzie leżała jej przyjaciółka, a obok siedziała Pelin czytając jakaś gazetę.
- Jaką? - spojrzałem na rozmówczynię.
- Chciałabym byś kogoś odebrał z lotniska, to mój stary znajomy. - oznajmiła spokojnie - Miałam sama po niego jechać, ale jak widzisz nie mogę. - wyznała.
- Jaki znajomy? - zapytałem z lekka zdziwiony, a nawet zazdrosny.
- Joshua Kimmich. - uśmiechnęła się blado - Znasz go, prawda?
- Tak... - pokiwałem głową.


Podała mi jeszcze kilka wskazówek co mam zrobić i gdzie go zawieźć. Jednak interesowało mnie bardziej co ją łączy z Joshuą? Może mają romans? Albo... Są jakąś tam rodzinką? Choć nie, nie są nawet trochę do siebie podobni. Z tego co wiem Kimmich'owi skończył się kontrakt w Manchesterze United i prawdopodobnie chce powrócić do Bayernu. Ale co do tego wszystkiego ma Dominika?
No cóż. Wszystko się wyjaśni wkrótce. Teraz jadę odebrać go na lotnisko. Po kilkudziesięciu minutach docieram na miejsce, w poczekalni siedzi tylko on. Uśmiecham się pod nosem i podchodzę do niego pewnym krokiem.


- Cześć. - uśmiechnąłem się - Dominika kazała mi Cię odebrać z lotniska. - oznajmiłem sztucznie, nie podoba mi się ten typ.
- Tak, napisała mi sms'a że masz mnie odebrać Viktorze Knezević. - zaśmiał się.
- Ivanie. - poprawiam rozbawiony.
- Ona mi napisała, że nazywasz się Viktor. - stwierdził zdziwiony.


Po chwili obaj zaśmialiśmy się i poszliśmy w stronę mojego auta. Dominika i te jej żarciki z rękawa. Eh... Zawiozę go do mieszkania i pojadę do żłobka odebrać Sophie.



Do zobaczenia za tydzień! ☺